Opublikowano:

Rozmowa z Magdą Gatty – certyfikowaną intsruktorką metody TTEAM

Rozmowa z Magdą Gatty – certyfikowaną trenerką metody TTEAM (Tellington TTouch Equine Awareness Method), stworzonej przez Lindę Tellington – Jones.

Anna Stępkowska: Metoda Tellington chyba najczęściej jest kojarzona z pracą nad ciałem konia i tzw. dotykiem zaufania “TTouch”. Możemy zaoferować naszym koniom w dzisiejszych czasach masaż, stretching, nastawianie. Jak ma się do tego metoda Tellington?

Magda Gatty: Tellington TTouch – czyli dlaczego konie uśmiechają się. Powinnam od razu zaznaczyć, że Metoda Tellington TTouch to forma masażu, która ma szerokie zastosowanie w pracy nie tylko z końmi, ale także z innymi zwierzętami, włącznie z człowiekiem. TellingtonTTouch jest metodą, którą należy rozpatrywać w innych kategoriach, niż typowe techniki masażu lub stretchingu. Metoda TTouch stosowana jest w celu poprawienia funkcji CAŁEGO organizmu – ciała i umysłu. Pobudza czynności komórkowe i „rozbudza’’ inteligencję na poziomie komórkowym. Dzieje się tak dlatego, iż w trakcie każdego pojedynczego dotyku TTouch, obydwie półkule mózgu są aktywowane.

Badania EEG, przeprowadzone w latach 1984 – 1985 przez Annę Wise na ludziach dowiodły, że w momencie wykonywania kolistego (o obszarze 1 i 1/4 okręgu) masażu TTouch, fale mózgowe beta, alpha, theta i delta są aktywowane w obydwu półkulach mózgowych, co oznaczało, że cały mózg „reagował na informacje” pochodzące z zewnątrz. Ten „specyficzny wzór zachowania mózgu” był widoczny nie tylko u osoby poddanej technice TTouch, ale także u osoby ją wykonującej (www.annawise.com/). Ten specyficzny sposób reakcji mózgu nazwany został przez brytyjskiego naukowca Maxwella Cade, the Awakened Mind State – Obudzeniem Stanu Świadomości.

W 2006 Sandy Rakowitz przeprowadziła kolejne badania EEG, tym razem na grupie 24 koni (A Study of TTouch and the Equine EEG), u których zauważono identyczne fale mózgowe. Dodatkowe badania, przeprowadzone w tym samym roku przez Lindę Tellington – Jones dowiodły, że masaż TTouch wpływa na wydzielanie w organizmie konia zwiększonej ilości dopaminy, która uczestniczy w procesie odczuwania przyjemności a także wpływa na poprawę koncentracji i motywacji konia do współpracy.

Dlatego też Tellington TTouch to nie tylko forma masażu – to technika, która bezpośrednio oddziałuje na układ nerwowy konia i dlatego skutecznie pomaga uwolnić napięcie, zredukować ból i strach, zwiększa stopień relaksacji, wprowadza świadomość własnego ciała u konia poprawiając jego zdolności ruchowe. To z kolei wpływa na poprawę zachowań konia i ułatwia eliminowanie niepożądanych zachowań. Tellington TTouch jest także formą „samoleczenia się organizmu” i jest szeroko wykorzystywana jako metoda wspomagająca leczenie farmakologiczne po przebytych kontuzjach, chorobach i stosowana w dysfunkcjach neurologicznych koni takich jak np. syndrom Wobblera. TTouch to także technika „pierwszej pomocy” w przypadkach kolki, mięśniochwatu, urazów itp., gdy oczekujemy na wizytę weterynarza.

W swojej praktyce zauważyłam, że często konie, którym wykonuję masaż TTouch w celu wyeliminowania napięcia i bólu mięśniowego, zachowują się tak jakby były poddane działaniu sedaminy – po prostu usypiają. Dla mnie najbardziej fascynujące w praktykowaniu masażu jest to, że TTouch to przede wszystkim forma najbardziej „pierwotnej” formy komunikacji ze zwierzęciem. Zwłaszcza „osamotnione” lub „wycofane” konie będą szczególnie ceniły taki sposób komunikacji.

AS: Co masz na myśli, kiedy mówisz o pierwotnej metodzie komunikacji?

MG: Pierwotna komunikacja to taka, która odbywa się na poziomie komórkowym. Według Candae Pert (Molecules of Emotion) pojedyńcza komórka może gromadzić strach lub ból, które można uwolnić na poziomie komórkowym. Pierwotna także dlatego, że każdy ssak (Linda wykonywała też TTouch na gadach i ptakach) będzie w podobny sposób reagował na dotyk TTouch.

AS: Podobno Tellington TTouch może wpłynąć również na charakter zwierzęcia. Czy nadpobudliwy, gorący koń bojący się własnego cienia może stać się odważny i zrównoważony? Czy można np. sprawić aby koń stał się chętny i zainteresowany pracą?

MG: Jeżeli można efektywnie wpływać na zachowanie konia – to jednocześnie wpływa się na cechy charakteru, które w połączeniu z cechami wrodzonymi tworzą jego osobowość. Problem leży raczej gdzie indziej – ludzie zazwyczaj mylą cechy charakteru konia z jego zachowaniami „niepożądanymi lub niechcianymi” i taka zła ocena i interpretacja tworzy fałszywą tożsamość konia. Zazwyczaj przyklejamy koniom etykietki typu „uparty”, „nadpobudliwy”, „złośliwy”, „leniwy”, „głupi” lub „on taki już jest”, „ona jest już stara” i można by mnożyć takich wiele.

Z mojego doświadczenia wynika, że konie uwielbiają pracować z człowiekiem, ale czy człowiek jest zawsze na to gotów ? Czy jesteśmy konsekwentni w swoim postępowaniu z koniem, czy naprawdę jesteśmy godni jego zaufania, czy potrafimy opanować swoją próżność i nie obwiniać konia za niepowodzenia, czy jesteśmy wyrozumiali gdy koń nam mówi „nie jestem szczęśliwy z powodu tego, co się dzieje” i czy rzeczywiście mamy tyle mądrości w sobie i samozaparcia, by doszukiwać się przyczyn takich czy innych zachowań naszych koni. Mnożymy „zaklinaczy koni” a może raczej powinniśmy „wsłuchać się” w to, co koń nam mówi. To przykre, ale wciąż lekceważymy „szepty” naszych koni. Myślisz pewnie, że mówię nie na temat.

AS: Ależ skądże, zgadzam się z Tobą całkowicie.

MG: Pracę z końmi rozpoczęłam od pracy nad samą sobą. Jak powiedział Mark Rashid: horseman is a way of life and way to be [„horseman” to styl życia i to, jacy powinniśmy być – przyp. AS], the feel behind the technique can be the factor that decides whether the technique is effective or not [to, z jakim ładunkiem uczucia stosujemy daną technikę, może być czynnikiem decydującym o tym, czy ta technika okaże się skuteczna – przyp. AS]. Trzeba prawdziwie kochać konie, by móc prosić je o cokolwiek.

Ok, ok. wracam do pytania. Koń nadpobudliwy – dla mnie oznaczać to może: zbyt duża ilość cukrów w paszy, niedostosowana do wykonywanej pracy ilość paszy, zbyt rzadkie padokowanie, jeżeli jest to klacz to być może nierównowaga hormonalna, może dentysta oglądał konia 2-3 lata temu, brak komunikacji dwukierunkowej, zbyt wysokie wymagania, którym nie może sprostać ze względu na „wadliwą” budowę ciała, strach lub banie się przedmiotów, nieodpowiednio dopasowane wędzidło, siodło, bolesny dosiad jeźdźca, strach przed otrzymaniem kary cielesnej, napięcie, ból spowodowane „wzorcami napięć”. Ach, myślę, że można by wymienić wiele innych przyczyn. Ja na przykład jestem bardzo nadpobudliwa przed okresem, ale czy to znaczy że nadpobudliwość jest cechą mojego charakteru? Zgadzam się w pełni z Lindą, że ZAWSZE istnieje przyczyna niepożądanych zachowań u konia. Jasne, że zachowania instynktowne uważane są przez nas za właśnie takie (Linda wymienia aż pięć FIVE F’s: Flight, Fight, Freeze, Faint, Fool around – Fidget, czyli ucieczka, walka, zanieruchomienie, omdlenie, wiercenie się) /dlatego też TTEAM kładzie tak duży nacisk na metody szkoleniowe, mające na celu „przejście” w sferę myślenia na rzecz zachowań instynktownych, dostosowanie wymagań do konia tak, by nie doprowadzić do wzrostu pulsu u konia i wydzielaniu zbyt dużej dawki adrenaliny, ponieważ następnym krokiem jest „wybuch” reakcji instynktownych.

W TTeam nie ma źle wykonanych ćwiczeń – koń ma prawo „skorzystać” z powątpiewania, zastanowić się i „przemyśleć”. Taki koń będzie darzył człowieka dużym zaufaniem i szacunkiem i z pewnością będzie z nim chętniej współpracował. Koń ceni sobie nad wszystko wygodę, dopiero na drugim miejscu jest poczucie bezpieczeństwa, towarzystwo innych koni i na końcu woda i pożywienie.

A tak w ogóle, myślę sobie, że ludziom obcującym z końmi brakuje odrobiny empatii. Co zrobić, by koń zainteresował się pracą? To proste, być może powinniśmy być bardziej kreatywni i w jakiś sposób „atrakcyjni” dla konia, z pewnością powinniśmy dobierać metody szkoleniowe do rozwoju umysłowego, emocjonalnego i fizycznego konia. Pamiętajmy też, że konie tak jak i ludzie mają swoje dobre i złe dni i może zamiast treningu skokowego powinniśmy zabrać konia na długi spacer w ręku. To działa – sama tego doświadczam. I jeszcze jedna ważna rzecz, która mi się nasuwa: horses for courses – nie każdy koń będzie dobrym skoczkiem, tak samo jak nie każdy koń sprawdzi się w wyższym ujeżdżeniu, choćby ze względu na budowę. I tak np. koń z jelenią, usztywnioną szyją będzie miał duży problem pracując w pełnym zebraniu – skutkiem będzie przeganszowanie, rozwijanie się fałszywej potylicy; nie będzie widział w którym kierunku się porusza. Z powodu nasilającego się bólu mięśni jego zachowanie zacznie się diametralnie zmieniać. Tak samo koń z długim grzbietem i słabo związanymi lędźwiami nie osiągnie sukcesów w ujeżdżeniu. Warto prześledzić wady budowy, gdy dobieramy konia do danej dyscypliny.

AS: Magda, mówisz, aby dać koniom czas na zastanowienie się, przemyślenie i powątpiewanie. A co zrobić w sytuacji, kiedy startujemy z koniem w zawodach, kiedy zawodnik nie ma tego komfortu, aby dać koniowi na to czas, kiedy musi przejechać program czy przeskoczyć parcour nie zważając na strachy ukryte za budką sędziowską, czy doniczką z kwiatkami, albo na flagę trzepoczącą na wietrze?

MG: Pozwolić koniowi „powątpiewać” oznacza według mnie dać mu czas na zastanowienie i „przetrawienie” tego o co prosimy. Istotne, by koń tak naprawdę sam doszedł do tego jaki jest cel zadania. To daje nam jednocześnie czas na weryfikację naszej metody szkolenia w danym momencie (czy mogliśmy poprosić konia o wykonanie tego samego zadnia w zupełnie inny sposób). W pracy TTeam istotne jest to, aby dać koniowi jak największe szanse poprawnego wykonania ćwiczenia. Jeżeli dane ćwiczenie go „przerasta” – wtedy „rozbijamy” je kilka prostszych, tak by mógł je efektywnie wykonać i odniósł swój mały sukces, co buduje w nim poczucie pewności siebie i znacznie lepszą samoocenę.

Weźmy na przykład przechodzenie przez przeszkodę o nazwie „gwiazda”. Jest to pięć drągów podpartych na oponie i ułożonych w kształcie gwiazdy. To dosyć zaawansowane ćwiczenie, zwłaszcza dla koni o ograniczonej zdolności ruchowej albo mających wady postawy typu zbyt długi grzbiet i niezwiązane dobrze lędźwie. By umożliwić koniowi właściwie wykonanie tego ćwiczenia, przeporowadzamy go najpierw przez drągi leżące na ziemi w tej samej pozycji i w miejscu, gdzie są najszerzej rozstawione. A kiedy koń nabierze pewności, można wykonać to ćwiczenie bliżej środka gwiazdy. Tak zwane baby steps w sposobie prowadzenia konia przez przeszkody mają ogromne znaczenie dla niego z psychologicznego punktu widzenia. Koń ma dużą satysfakcję z pracy, jego samoocena wzrasta wraz z pewnością siebie i buduje zaufanie do prowadzącego. Należy zrobić wszystko, by ułatwić koniowi poprawne wykonanie ćwiczenia. W ten sposób skutecznie ogranicza się u niego poziom stresu wywoływany nieudolnymi próbami wykonania ćwiczenia i niemożnością jego dokończenia.

Czy koń musi mieć zaufanie do jeźdźca jako przewodnika? Nie musi, ale byłoby dobrze żeby miał, zwłaszcza na zawodach. Jeżeli jeździec jest myślącym i świadomym psychiki konia człowiekiem, to będzie z koniem pracował na długo przed zawodami „pokonując” tak zwane „nieprzyjazne przedmioty” (kolorowe flagi, kolorowe torby, doniczki z kwiatami, drągi ustawione w różnych konfiguracjach, mini rowy itd.) To wszystko znaczy, że świadomy jeździec przygotuje konia na ewentualne niebezpieczeństwa.

AS: Trudno się nie zgodzić z tym, co piszesz i z regułami pracy na zasadzie baby steps, z oswajaniem konia, itd. Czasami jednak, niezależnie od tego, z czym oswoimy konia, zawsze znajdzie się coś nowego, do czego nie będzie przyzwyczajony i są sytuacje takie właśnie jak np. zawody, kiedy nie ma czasu, by dać koniowi czas na przemyślenie i oswojenie się. To są sytuacje, kiedy wcześniejsza spokojna praca będzie procentować, ale w tym wypadku, trzeba koniowi powiedzieć: teraz skup się na czymś innym i daj się poprowadzić.

MG: Myślę Aniu, że mówimy dokładnie o tym samym, tylko troszeczkę inaczej formułujemy nasze myśli. Mianowicie „teraz skup się na czymś innym i daj się poprowadzić” – jest tak naprawdę rezultatem tego, co czynimy z koniem dzień po dniu z ogromną konsekwencją i stosując zasadę 75 % – 25% (my to te 75%, a nasz koń AŻ 25%). Jeżeli wyrobimy u konia zdolność koncentracji i pewną rutynę „pozostania w sferze myślenia” w trakcie codziennej pracy i nie tylko, bo uważam, że powinniśmy o to poprosić konia już w trakcie szczotkowania i zabiegów pielęgnacyjnych. Dla mnie jest nie do zaakceptowania, by koń był na „haju” z wysoko uniesioną głową, napiętymi mięśniami szyi, czyli w sferze „subtelnych” zachowań instynktownych. Potem, nagle pod siodłem wymagamy od niego czegoś zupełnie przeciwnego – opuszczenia głowy, rozluźnienia mięśni szyi i skupienia uwagi na nas. Co taki koń ma sobie pomyśleć?

To między innymi konsekwencja czyni nas godnymi zaufania liderami u koni. Konie są zwierzętami rutyny i tak wiele razy, jak uda się nam utrzymać stały puls konia i zminimalizować poziom adrenaliny – tak wiele razy koń postrzeże nas jako przywódcę, albo inaczej formułując – osiągamy status przewodnika. Obawiałabym się użyć w tym wypadku słowa „alfa”. Wtedy mamy duże szanse, że koń da się poprowadzić, ponieważ zaufał nam już tak wiele razy i nie zawiedliśmy go.

AS: Bardzo dziękuję za rozmowę.